No i stało się... Miałam nie lubować się więcej w zapachach celebrytów, miałam być wierna temu jedynemu i co? Oczywiście się nie udało :P.
Zacznę jednak od początku - jestem okropnym wzrokowcem, każdy zapach który testuję musi przykuć mój wzrok, tzn. flakonik musi go przykuć :D. Jeśli mi się nie spodoba, nie ma szans, żebym nawet powąchała owego potworka (wiem, głupie i nie praktyczne, ale co zrobić jestem tylko kobietą :P). Radiance ma śliczny flakonik, w którym wtopione są takie jakby diamenciki, a sama flaszeczka pięknie zdobi toaletkę. Może nie jest to dzieło sztuki na miarę Marca Jacobsa i jego boskich maleńkich perfumeryjnych arcydzieł, ale oko cieszy i wzrok przyciąga :).
Przechodząc do samego zapachu - jest taki radosny, beztroski... Owocowo słodki, z lekką nutką kwaśności. Jest to piękna, wibrująca mieszanka pachnących owoców - muśniętych dopiero co wczesnym, porannym słońcem. Tak pachnie późna Wiosna, gdy wszystko w pełni obudzi się do życia po Zimie mmm... ! Wybaczcie moje rozmarzenie, ale właśnie leżę i pachnę - jestem otulona Radiance :). Nie jest to jednak tylko typowy owocowy słodziak, ma w sobie elegancję. Tak jak producent napisał ''Kompozycja przeznaczona dla kobiety o promienistym uśmiechu, zmysłowej, szykownej i dziewczęcej." i właśnie taką kobietę widzę gdy zamykam oczy - tańczącą na boso, ubraną w białą przewiewną bawełnianą sukienkę, z wianuszkiem na głowie, witającą z daleka zniewalającym uśmiechem.
Dobra dość tego słodzenia :P. Do wad zaliczyć można to, że zapach się nie rozwija. Trwałość max 5 godzin, no i mały ogonek :). Korek jest tandetny. Tyle :).
Cena ok 140 zł/100 ml