Wczoraj zebrało mi się na sentymenty i zaczęłam oglądać stare zdjęcia - w rezultacie dziś ten post. Postanowiłam, że napiszę "co nieco", o mojej przygodzie ze zrzuceniem mega zbędnych kilogramów.
Odkąd pamiętam byłam szczupła (aż za), bardzo chciałam przytyć, niestety bezskutecznie... Próbowałam wszystkiego - nocne jedzenie, ciężkie posiłki, fast foody i NIC! Wciąż wyglądałam jak wieszak. Aż tu w połowie 2010 roku stopniowo z rozmiaru XXS-XS nie wiedząc nawet kiedy wskoczyłam w L! O_o Sprawy ewidentnie wymknęły mi się spod kontroli, bo nie chciałam aż tak przypakować :P.
Zrobiło się poważnie, kiedy na lewym udzie zaczęła pękać mi skóra - to już nie były zwykłe rozstępy. Kiedy to zobaczyłam w końcu się opamiętałam i spojrzałam na siebie zupełnie inaczej. Miałam 20 lat, nie chciałam tyć dalej.
W pierwszej kolejności ograniczyłam jedzenie, na pewien czas odstawiłam słodycze i fast foody. Zaczęłam jeść 3 razy mniejsze porcje niż dotychczas, ale wciąż to na co miałam ochotę, jednak w granicach rozsądku. Pilnowałam godzin posiłków. Odstawiłam na zawsze słodkie, gazowane napoje (dziś piję je okazjonalnie) i zastąpiłam je wodą mineralną. Na szczęście to wystarczyło w moim przypadku i w 2011 roku byłam już szczęśliwą "nosicielką" XS. Tak po prostu, bez ćwiczeń. Dopiero później zaczęłam, by wysmuklić ciało.
Dziś moja waga zazwyczaj stoi w tym samym miejscu (pomijając święta :P), a ja jem dokładnie WSZYSTKO, tylko oczywiście z głową i małymi porcjami. Złapałam się na tym, że Jesienią przestaję ćwiczyć, a zaczynam przed Wiosną... Kurcze, muszę znaleźć w sobie jakąś inną motywację niż "akcja Lato" i ćwiczyć cały rok, ale wszystko przede mną! :) Ważne, że po tej mojej małej przygodzie z L-ką podchodzę rozsądniej do pewnych spraw i trzymam się rozmiaru, w którym ja i moje ciało czujemy się najlepiej.
Spójrzcie, jak nieudolnie w jakimś paint'cie wyszczupliłam sobie rękę o_O. Patrząc na to widzę, że już wtedy podświadomie wiedziałam, że jest źle, ale wolałam rozwiązać problem inaczej :P.
Jaka mina :/
gratuluję, że zrzuciłaś tyle kilogramów :). też tak mam, że przed latem więcej ćwiczę, a jesienią i zimą już dużo mniej, ale nie łudzę się, że to zmienię :P
OdpowiedzUsuńMoje gratulacje. Mnie się nie udaje, pomimo szczerych chęci i uporczywej diety.
OdpowiedzUsuńWytrwałości kochana! :)
UsuńGratuluję: tego, że schudłaś i odwagi do podzielenia się z Nami tą historią. Ja miałam odwrotną sytuację. Ważyłam 56 kg (mam 160 cm wzrostu) i nagle w wyniku choroby przez kilka tygodni schudłam do 44 kg! Wyglądałam okropnie. To było 8 lat temu... Ostatnio zaczęłam szybko tyć w rok przybyło mnie 6 kg i obecnie ważę 54 kg ale w końcu wyglądam ok. Moja psychiczna granica to 55 kg. Po czterech trzech miesiącach przerwy wznawiam regularne bieganie i będzie dobrze a waga "stanie".
OdpowiedzUsuń