Cóż mogę o tym zapachu napisać? Hmm, a na w zasadzie tyle, że bardzo przypomina mi TRUSSARDI "My name is" z tym, że ten ostatni jest bardziej mydlany i blisko skórny, a The Beat jest cięższy i znacznie bardziej wyczuwalny. Być może wszystko za sprawą charakternego kardamonu połączonego z piżmem.
Na samym początku jest bardzo słodki, trochę mdły i niezbyt mi się podoba... Gdy jednak po chwili nuty się ułożą jest całkiem błogo. Wyczuwam wszystkie nuty głowy, chyba pierwszy raz w życiu :). Czuję kwaśną mandarynkę, przyozdobioną świdrującym nosek pieprzem, delikatną bergamotkę i nieco przytłumiony kardamon.
Po jakimś czasie zapach znacznie łagodnieje za sprawą odzywających się irysów i drzewa cedrowego i wtedy do tej słodyczy wkrada się trochę lekkości i świeżości. Zapach ten jednak moim zdaniem najlepiej nosić się będzie Jesienią i Zimą, w cieplejszą porę może nosicielkę dusić i powodować małe zawroty głowy :P.
Buteleczka jest uosobieniem prostoty i minimalizmu. Jest piękna. Nietuzinkowa i skromnie śliczna. Trzeba przyznać ogromny plus za solidne metalowe wykonanie - żadnych plastików! :)
Trwałość jest nienaganna, the beat ciągnie się za nami przez ładnych kilka godzin i jest przyjemny dla otoczenia. Udało mi się usłyszeć nawet kilka komplementów :).
Nie jest to wielka miłość, ale się bardzo lubimy.
Muszę go powąchać :)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie wolę takie "świeże" zapachy, niekoniecznie słodkie;)
OdpowiedzUsuń