Ostatnimi czasy trwa szał na skarpetki złuszczające, ja wybrałam te z Marion za ok 9 zł. Według obietnic producenta obumarły naskórek miał zacząć schodzić po ok 3-7 dniach, natomiast po ok 7-10 dni od wykonania kuracji nasze stopy miały stać się jedwabiście gładkie i miękkie jak u noworodka.
"Zabieg" wykonałam prawie 5 tygodni temu, a do dnia dzisiejszego moje stopy są strasznie suche (pomaga tylko tona kremu silnie nawilżająco-regenerującego). Gdzieniegdzie, zwłaszcza na podbiciu stopy, naskórek jeszcze schodzi. Ściśle stosowałam się do zaleceń na opakowaniu - trzymałam je 90 minut, "po" nie używałam żadnych produktów ściernych itp. oraz regularnie moczyłam nogi w odświeżającej soli. Co zatem jest nie tak??? Nie chce mi się wierzyć, że aż tak długo skóra powinna mi schodzić, zważywszy na fakt, że przed zastosowaniem moje stopy były w naprawdę dobrej kondycji. Ten zabieg miał być tylko takim dopełnieniem pielęgnacji i... chyba przedobrzyłam :/.
Kusiło mnie strasznie żeby kupić te skarpetki raz jeszcze i czynność powtórzyć, ale po prostu się boję, że do reszty zedrę naskórek :P.
Miałyście podobną sytuację?
Szkoda, że okazały się badziewne... też chciałam zainwestować w takie skarpetki!
OdpowiedzUsuńTeż używałam te skarpetki, moja siostra także z takim samym marnym efektem, skóra się strasznie kruszyła i to przez długi czas. Najlepsze skarpetki są z Purederm, używałam Skinlite Exfoliating Foot Mask i też były ok, ale będę wkrótce testować inne produkowane przez Estemedis http://supermarket.blox.pl/resource/biedronapeelend.jpg mam nadzieję, że będą lepsze.
OdpowiedzUsuńmimo sceptycznego podejścia do tych skarpetek efekt mnie zaskoczył. złuszczanie może nie wygląda zbyt ładnie ale potem efekt miękkich stóp długo się utrzymuje- jesienią i zimą genialne
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://snowarskakarolina.blog.onet.pl/