W związku z tym, że mój ukochany Loreal (pisałam o nim tu) był już trochę suchy, postanowiłam przeprowadzić małe doświadczenie :D. Kupiłam uzupełnienie, a mianowicie tusz z Celi. Jest od lat na rynku - podobno pamiętają go jeszcze nasze kochane Babcie. Zaaplikowałam do środka ok 1/3 zawartości tuby - tak jak rodziły dziewczyny na wizażu.
Jaki efekt? W pierwszej chwili myślałam, że jest to najgorzej zainwestowane 3,50 zł w historii ludzkości. Celia nie chciała się wymieszać z Lorealem, w efekcie powstały nieestetyczne grudki na szczoteczce, jak i w środku tuszu (patrz zdjęcie poniżej). Nakładał się strasznie topornie i osypywał się. Nie mówiąc o beznadziejnej trwałości. Pierwszego dnia miałam ochotę wyrzucić wszystko do kosza. Dałam mu jednak jeszcze jedną szansę i ku mojemu zdziwieniu było INACZEJ. W prawdzie nie jakoś mega dobrze, ale przynajmniej poprawnie. Celia przestała się osypywać no i coś tam nawet wydłużyła :).
Dzisiaj jestem po 3 dniu używania "dolewki" i muszę Wam napisać, że z dnia na dzień nie jest może i lepiej, ale jest całkiem ok. Rzęsy nie są posklejane, w miarę pogrubione i przyzwoicie wydłużone. Myślę, że dolewka jest dobrą alternatywą w momencie, kiedy nasz budżet jest ograniczony. Jeśli jednak nie jest, to nie zawracajcie nim sobie głowy - jest to typowy przeciętniak :).
To jednak nie tak rewelacja ten uzupelniacz z Celi...tak myslalam
OdpowiedzUsuńStare jak świat a ja pierwszy raz o tym słyszę. Dobrze czytać Twój blog. Teraz wiem, że coś takiego istnieje i że nie ma sensu : ) dzięki
OdpowiedzUsuńpierwszy raz o nim słyszę;P
OdpowiedzUsuń